Luna
Bogini - Administratorka
Dołączył: 24 Mar 2006
Posty: 914
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: 320 m n.p.m. Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Śro 16:14, 27 Gru 2006 Temat postu: Ostatnie myśli Xeny |
|
|
"OSTATNIE MYSLI XENY" (A friend in need)
*Written by ANIABYCZEK!
Po rozstaniu się z przyjaciółką w samotności na klęczkach zakopany został mój strój wojownika, a także miecz, który po stokroć razy ratował mnie i bliskich z opresji w trakcie jakiś szaleńczych pojedynków. Skryłam się w zaroślach i wytężałam słuch, by umiejscowić źródło dudniącego dźwięku, gdyż takie odgłosy potrafią zmylić. W otaczającym mnie gęstym lesie nie słyszałam nawet szmeru. Nade mną rozchylały się splątane pnącza i różnego rodzaju krzewy, nad nimi wznosiły się wysokie, mroczne łuki gałęzi wielkich drzew. Złowieszczy łoskot bębna niósł się daleko hen:bum! bum! bum! – monotonnym rytmem, mrucząc i warcząc jakieś okropne tajemnice. Nie miałam wątpliwości. Tylko jeden instrument wydaje taki głuchy, złowrogi i ponury łomot. Bęben wojenny, uderzany pałkami. Aż trudno uwierzyć, że jestem tu sama w tym gąszczu pośród wielkiego lasu, który od niepamiętnych czasów był królestwem tych dzikusów. Wreszcie umiejscowiłam dźwięk; bęben dudnił na wschód ode mnie- i jak sądziłam – całkiem niedaleko. Szybko poprawiłam chakram, sprawdziłam czy miecz łatwo wysuwa się z pochwy i upewniłam się czy kołczan za strzałami dobrze trzyma się na plecach. Potem wybiegłam z zarośli i zaczęłam się skradać w kierunku, z którego dobiegało bębnienie. Nie sądziłam, żeby to miało coś wspólnego ze mną. Gdyby wojownicy odkryli moją obecność, oznajmiliby mi to w inny sposób niż łoskotem bębna. Jednak ja nie mogłam zignorować tego odgłosu. Tak więc ruszyłam przez ciemny las, ostrożnie wymacując drogę wśród potężnych pni. Czasem czułam serce podchodzące do gardła, gdy jakieś pnącze otarło się o moją twarz lub rękę, czując zbliżające się niebezpieczeństwo. Dreszcz przebiegł mi po plecach na myśl o spotkaniu z setką wrogo nastawionych skośnookich. Przymknięcie powiek umożliwiło mi lepszą koncentrację, wsłuchiwaniu się w każdy podstępny dźwięk. Skupienie dotarło końca, gdy wtem ujrzałam z daleka nadchodzących wojowników, którzy stąpali coraz ostrożniej po ziemi, jakby szli po obnażonych mieczach. W przypływie nienawiści, działałam niemal instynktownie- w oka mgnieniu chwyciłam za chakram i cisnęłam przy okazji w pierwszego lepszego, który mi się nadział pod ostrze. Okrąg wycelowany w załadowany wóz, odciął liny i cała jego zawartość z butelkami i baryłkami spadła na ziemię. Chakram o ile dobrze ujrzałam, odbił się o drzewo i pobliskiego łucznika, a po chwili trafił do mojej ręki. Zgodnie z planem z rozbitego szkła, wysypal sie jak sadze latwopalny proch. Na początku wybuchł pożar, paląc co się da. I wtem ogromny wybuch oszołomił mnie kompletnie. Wielki grzyb ognia uniósł się wysoko, aż do nieboskłonu. Niewiarygodna jasność, jaka zapanowała, niemalże oślepiła mnie do cna. Odrzucił mnie strasznie porywisty wicher w wyniku eksplozji. Szum w głowie przyćmił nieco mój umysł. Powaliło mię to momentalnie, a włosy rozpościerały się przed moją twarzą przez tak potężny huragan. Huk wywołany prze to potężną detonację, był niewyobrażalnie silny, lecz powalił on jedynie niewielka czesc armii Yodoshiego, tak jak wcześniej zaplanowałam, a ja na wskutek oddalenia nie odniosłam żadnej krzywdy. Szybko doszłam do siebie. Używając jednego z mych licznych talentów, wspięłam się na drzewo jakby po nim spacerując. Szybkim ruchem założyłam strzałę i wypuściła ją. Wojownicy zawyli ze zdumienia, widząc strzałę, która wbiła się w pierś jednego z nich. Niestety natychmiast skoczyli w las niczym pantery, szukając wroga, który wypuścił strzałę. Gdy momentalnie się otrząsnęłam z odrętwienia spowodowanego tak szybką reakcją, po chwili nad głową posypał się gęsty deszcz strzał. By uchronić się zranieniem, pognałam jak szalona klucząc wśród drzew, które omijałam bez krycia się. Nie kiedy wpadałam za drzewo, wyczuwając szóstym zmysłem zagrożenie w postaci przebitego ciała z ich broni. Oni jak żadne krwi wilki, pędzili szerokim półkolem przeczesując las. W miarę rozrzedzenia tutejszej roślinności, przez gałęzie sączyło się słabe światło, gdyż niebo zaczęło się przedzierać z chmur. Ponure otoczenie i ta mgła rozpościerające się tuż nad ziemią, nadawała odpowiedni wygląd całej tej akcji. Strzała leciała za strzałą. Wojownicy padali jak muchy. Nagle bębny przyspieszyły swój rytm. Ich ciała były przeszywane pociskami w łuku. Jak anioł z jasnego nieba, zstąpiłam z gałęzi na ziemię. Kolejny raz skoncentrowana by przewidzieć ruch przeciwnika, zamknęłam oczy. Krew niebywale szybko zaczęła śmierdzieć. Fetor śmierci wypełnił moje nozdrza. Wyczułam zbliżające się niebezpieczeństwo. Dźwięk napinanych cięciw łuku dał mi znak co niechybnie ma się wydarzyć. Grad ostrych jak brzytwa strzał wroga przeszył stopniowo część lasu, kierując go w moją stronę. Cofnęłam się powoli do tyłu, krok po kroku, jakby nie wiedząc co się święci. Ha! –Ten ostry kawałek drewna uchwyciłam w ostatniej chwili ratując się przed zranieniem. Było ich coraz więcej – jedna za drugą świstające nad głową, celujące w me ciało. Próbowałam się przebić przez ten gęsty deszcz parując strzały jedna o drugą o tym specyficznym kształcie. Popełniłam w pewnym momencie błąd. Zostałam trafiona w lewe ramię. Paraliżujący ból był ogromny. Mój krzyk zapewne był słyszalny dla innych. Zachowując twardość i nieugiętość, kawałek drewnianego patyka utkwiony w ramieniu został złamany, dla ukojenia całego cierpienia, wyjęty i odrzucony w nieznane. Wściekłość i zemsta wypełniły mnie od stóp do głów. Moja duma nie zniosła porażki. Kierowałam się dalej, lecz nieustanna walka z bólem zakończyła się kolejnym trafieniem, tym razem w prawe ramię. I ku memu zdziwieniu, spostrzegłam jakiś fragment drewna – resztki przewróconego wozu, które po minucie posłużyły mi jako osłona. Na bogów, znów dźgnięta przez kogoś, poczęłam wyciągać kolejne ciało obce. Zacisnęłam zęby i z jękiem usunęłam to, co ugrzęzło tam, gdzie nie trzeba. Kolejny tym razem większy ból dał mi się we znaki...Arrgghhh!! Otumaniona szałem i katuszą nie doceniłam ich nastawienia do wroga. Strzała niczym piorun podczas burzy przygwoździła mą rękę do drewnianej osłony. Atakowana byłam z dwóch stron. Moje cierpienie nie znało granic. Czułam się bezgranicznie obolała. Na Zeusa! Ułamałam ją i prawie gotowa do boju, stanęłam jak nieustraszona wojowniczka. Sięgnęłam z sykiem po srebrny miecz Akemi! Krew ciekła po lewym boku od zadanej rany. Już gotowa na ostatni bój, chwiejnie utrzymałam się na nogach, lecz spragniona krwi i śmierci z zawistnym spojrzeniem przed siebie, wypowiedziałam: „Sami tego chcieliście! ” Niespodziewana fala uderzeń bębnów stała się jakby przyspieszać. Ten dźwięk niósł ostrzeżenie i groźbę, zapowiedź zguby dla intruzów. Oznaczał pożogę i tortury.
Dwóch łuczników blisko stojących naprzeciw wystrzeliło. Nie inaczej trafili w brzuch. Tym razem byłam pewna, że nieuniknione me konanie, lecz na ich nieszczęście nie teraz. Usłyszałam rozkaz by pozostałość ruszyła na przód. W połowie zgięta od tego, co tkwiło w ciele, kroczyłam dalej, widząc ostatnie chwile mego życia. Każdy następny krok był koszmarem. Rozpoczęło się piekło. Nacierali na mnie, chcąc zarżnąć jak świnie. Machałam z wysiłkiem ostrzem trzymanym w ręku. Jednak ich stawało się coraz więcej. Krew tryskała na boki, robiąc niemalże kałuże. Wokół mnie roiło się od martwych. Zarzynałam na lewo i prawo, siekając ich gdzie popadnie, byleby zabić. Mordowałam bez sumienia. Krok po kroku zapuszczałam się w gęstwinę żołnierzy, a potem dzięki mnie po chwili już nie żyjących. Padali na ziemię z rozprutymi brzuchami i zdrętwiałym wzrokiem od śmierci. Posoka rozchlapywała się mi po rękach i twarzy. Lecz ja bezlitośnie jak mściciel, tropiący swej ofiary nie ustawałam i katana dalej cięła mięso. Błyskawiczne ruchy przeobrażały to miejsce w cmentarz. Sami bogowie by nie wiedzieli ilu tu poległo. Stękanie umierających nie ruszało mego jak kamień serca. Już resztkami nadludzkiej wytrzymałości, stąpałam dalej i gdy miałam skonać pod ciosami ich mieczy i łuków, wykrzyczałam jej imię: Gabriello!! – osoby, która tak wiele radości wniosła w me wojownicze i pełne zawziętości życie. Jednak teraz już nic się nie liczyło, tylko ta nieustanna w tej chwili rozszerzająca się śmierć. Im bardziej zbliżałam się poprzez drogę trupów do ich przywódcy przed oczami zachlapanymi krwią stanął mi obraz. Ma kochana Gabriella i słowa tak niedawno wypowiedziane, iż „gdyby pozostało mi trzydzieści sekund życia, chciałabym je przeżyć patrząc jej w oczy”.
Toż to ona ujrzała we mnie dobro, którego ja w sobie nigdy nie widziałam. To ona mnie pokochała taką, jaką byłam w ogniu nienawiści, to właśnie ona ukształtowała we mnie ideał księżniczki walczącej o słabszych i dobro, przeciw bogom i śmiertelnikom. Oślepiona kroplami potu w trakcie bitwy, szłam jak niewidoma zgłębiając swe ostrze w ich ciała z jeszcze większą zapalczywością. Rozpruwałam flaki na wszystkie strony, niestety ledwo widząc z wycieńczenia. Nieprzytomna prawie z bólu, czując na wargach jak spływa krew być może moja, stanęłam chwiejąc się jak odurzony pijak. Włosy lepkie i mokre przyklejały mi się do skóry, bardziej utrudniając mi zadanie wstąpienia na ścieżkę odkupienia swej winy z przeszłości. Wystające kikuty strzał, przeszywające na wylot me kończyny, barki i inne części, dokańczały ostatnie sekundy mego istnienia. Szłam naszpikowana tym wszystkim jak kukła. Otworzywszy szeroko oczy i sapiąc jak zdychający pies, spostrzegłam spoza mgły przywódcę armii Yodoshiego. Jego kretyński hełm, ani strój nie rozbawił mnie, gdy ujrzałam, że jego miecz gotowy jest do zadania ostatecznego ciosu. Niestety zdążył się zamachnąć, a ja nie mogąc nie wiadomo czemu, unieść swej metalowej broni, jakby jakaś boska moc sprawiała, iż nie mogę jej cisnąć w zbója. Ostatnie sekundy mego śmiertelnego życia wypełniły myśli o Gabrielli, niegdyś bardzie o jakim mało kto słyszał. Błysk oślepił mnie na jedną setną sekundy. Ruch skośnookiego złoczyńcy poderżnął mi gardło splamione czyjąś krwią. Ja natomiast Xena, Wojownicza Księżniczka, jak niektórzy mnie zwali, nie robiłam nic innego, poza myśleniem tu póki co jeszcze na ziemi o cudnej blond włosach kobiecie, która była aniołem dla losu, który splątał mi niebywałego figla za czasów mych śmiertelnych dni
|
|